06.09.2015, 10:45 | #41 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
Link do II części filmu
https://www.youtube.com/watch?v=hLntD_CcfN8 Kurcze, jak się robi wrzutę filmu z YT, żeby obrazek/ikona się pojawiła? Ostatnio edytowane przez Piast : 06.09.2015 o 11:27 |
06.09.2015, 11:24 | #42 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
7. Botswana - jaka jest okiem laika?
23 lipca Już chyba dość sprawnie ogarniam czas porannego pakowania. Oszczędność ruchów przede wszystkim, a inaczej rzecz ujmując ''śniadanie jem na kolację, ubieram się idąc spać i rano jestem gotowy'' itd. Chyba wreszcie zacząłem zapamiętywać co mam gdzie i jak złożone. Jest dobrze. Wystartowaliśmy bardzo sprawnie już o 8 rano i radość nieopisana, jest cieplej. Chyba z 8 stopni. P1010381.jpg Do pełni namiastki szczęścia potrzebowałem jeszcze tylko tutejszej waluty. Podjechaliśmy na moment do banku w Gaborone i Ziggy po chwili zniknął za drzwiami. Nie ma go i nie ma. W końcu wszedłem do środka, żeby zobaczyć co tam się dzieje. Była kolejka - Afro, jedna sztuka i Ziggy. No nie. Wróciłem na moje stanowisko wartownicze przy motkach. ''Nie zostawiałbym tak kamery GoPro na kasku'' usłyszałem od tutejszego białego. Co racja, to racja. O w mordę!!! Nie ma kasku Ziggiego. Fak! Czekam, co to będzie jak wróci? Wreszcie wyszedł ucieszony z banku. Z kasą i...z kaskiem w ręku. Ulga. A tak na marginesie, strażnik chciał go zaaresztować za robienie zdjęć. Zdjęć jego własnego rachunku za wymianę waluty. Wreszcie odpaliliśmy maszyny i mogliśmy spokojnie ruszyć dalej. Droga do Francistown to asfalt i to dobrej jakości. Droga, ku mojemu zaskoczeniu nie była specjalnie ruchliwa i można spokojnie pomykać czasami 80 km/h. Trochę szybciej też, tylko, że tutejsi niebiescy już trochę się z techniką oswoili i łapią. Yanosik i CB radio są tu bezużyteczne zatem...ekonomiczna jazda. Na drodze często spotykamy też check pointy, ale jakoś jest spokojnie. I tak sobie pomykałem beztroski, jak swobodny Dyzio, aż zapaliła mi się czerwona lampka przed oczami. To stop z BM-ki Ziggiego. Fota, fota... Tutaj? Tylko jakaś tabliczka ''Tropique du Capricorne''. No to fota musi być! P1010384.jpg Zatrzymaliśmy się w jakiejś mieścinie na lunch i zacząłem przyglądać się miejscowym. Czym tutejsi z Botswany różnią się od tutejszych z RPA? Złapałem - ruchami! Błyskotliwe odkrycie, czyż nie!? Wydaje się, że wszyscy są w ruchu. Nawet jeśli stoją, czy siedzą. W podobnej mieścinie w RPA Afro wegetują, bezruch. A tutaj każdy coś robi. Kwitnie drobny handel, widać więcej samochodów. Jest tu jakaś energia i widać, że coś się sensownego dzieje. P1010387.jpg P1010388.jpg P1010392.jpg P1010395.jpg W końcu zajechaliśmy do Francistown i pomimo młodej godziny (16.00) postanowiliśmy kontynuować eksporację Botswany właśnie tutaj. Zwłaszcza, że przejeżdzając przez miasto widzieliśmy ''ruch'' w postaci kręcących się ludzi. Wyglądało, że trafiliśmy na coś w rodzaju dzielnicy handlowej. Ziggy wyczaił dość szybko miejscówkę, zrzuciliśmy graty i na POM. Tylko jakoś tak się wyludniło zaskakująco dziwnie i nienaturalnie. Skąd wiedzieli, że przyjedziemy? O co chodzi? Godziny pracy. Instytucje, przykładowo banki, są otwarte do 16.30 i tyle. Ma to uzasadnienie. Jeśli ciemność zapada o 18.00, to jakoś Ci ludzie do domu wrócić muszą. Społeczność lokalna zaczęła się powoli rozchodzić, a ja głodny poznawania zacząłem odczuwać nienasycenie. Im bardziej zbliżaliśmy się do ''centrum'' tym jednak nadzieja wracała. Z głośników poleciała muza i zabrzmiała oj zabrzmiała. Czegoś takiego szukałem. Fajnie się tu negocjuje. Cena wyjściowa za płytę CD - 20 tutejszych. Po negocjacjach - 10. Kupiliśmy z Ziggim dwie. Interes życia. P1010417.JPG I chyba nadszedł czas na lokalną strawę. W RPA klasykiem były fast foody (to chyba z naszej wygody), a wyjątkiem była smażona ryba. Kto może najlepiej wiedzieć, gdzie można dobrze i tanio zjeść? Oczywiście uliczni handlarze. Ci od płyt CD. ''Coś takiego, gdzie miejscowi jedzą. Yuuu noł?''. Dostaliśmy namiar na sprawdzoną knajpę tuż obok. Wyglądała zawodowo. Taki bar mleczny sprzed 25 lat w PL, ale jest. Zacząłem od pewniaka, czyli Coca Coli, a potem to już niech się dzieje. Zamówienie - kurczak (jest pewne ryzyko), ryż (raczej pewniak), surówka z kapusty (oj, wyzwanie dla flory bakteryjnej i układu odpornościowego). Jutro się okaże, czy przeskok z fast foodu na bardziej strawne się udał. Mam przygotowany zestaw ratunkowy jakby co - stoperany i papier wartościowy. Czekam zatem na poranek - ''Obcy, decydujące starcie'', czy może ''Łagodne przebudzenie''? Najechane 500km Lobatse - Francistown P1010401.jpg P1010404.jpg P1010411.jpg P1010416.jpg P1010422.jpg P1010429.jpg P1010437.jpg P1010447.jpg P1010461.jpg
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 11:37 | #43 |
Zarejestrowany: Mar 2013
Miasto: Bielsko-Biała
Posty: 1,295
Motocykl: zJAWA 350 TS
Online: 5 miesiące 2 dni 19 godz 7 min 31 s
|
Wersja okienkowa.
Jak się robi: 1) link normalny to: https://www.youtube.com/watch?v=hLntD_CcfN8 2) wstawiamy znaczniki [ YOUTUBE ][ /YOUTUBE ] 3) między [ YOUTUBE ][ /YOUTUBE ] wklejamy to co jest po znaku = w linku (w tym przypadku hLntD_CcfN8 4) mamy efekt jak powyżej Oczywiście spacje między nawiasem i tekstem YOUTUBE usuwamy (można też skorzystać z odpowiedniej ikonki) I pisz Pan, świetnie się czyta
__________________
"Logowanie się na forum jest jak wchodzenie do knajpy za rogiem - zawsze te same mordy przy barze, barman rzuci drwiną a kiblu trochę śmierdzi... Jednak się przychodzi." by Matjas Nie piję alkoholu skażonego....akcyzą. Ostatnio edytowane przez wilq.bb : 06.09.2015 o 11:39 |
06.09.2015, 11:48 | #44 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
8. Zimbabwe - ''Tu to będzie...'', podobno
24 lipca Noc jeszcze i co oczywiste światła na zewnątrz jakoś też uświadczyć nie można było. Dopiero 6 rano. Spędzam z powiek resztki snu i nieprzytomnie skręcam do łazienki. Wychodzę po kilku minutach i...jasno. Afryka. Jak oni to robią? Przestawił mi się zupełnie rytm dnia. Teraz jest 20 i myślę, że za godzinę, najdalej dwie będę brał udział w ''Mam talent'' na najlepsze chrapanie. Chyba już się przyzwyczaiłem do porannych temperatur. Dzisiaj przywitało nas 5 stopni i jakoś nie było dramatu. Zwłaszcza, że wraz z coraz bardziej uśmiechniętym słońcem robiło się cieplej na ciele i duszy. Zastanawiałem jak przedstawiciele narodu Zimbabwe w postaci służb przeróżnych obejdą się z nami na granicy. Przecież to Zimbabwe ''tu to będzie..''! I było...spokojnie. Co prawda odwiedziłem chyba cztery okienka - wiza, czasowy wwóz motka, ubezpieczenie i podatek drogowy, jakieś jeszcze pieczątki, ale co mi tam. Słońce grzeje. Już prawie 20 stopni się zrobiło. Obraliśmy kierunek na Matobo Hills, w którym znajdują się rozsiane w dolinie granitowe skały. A dla tutejszych to miejsce ma szczególne chyba znaczenie, ponieważ na jednej z nich został pochowany założyciel Rodezji (poprzednia nazwa Zimbabwe) niejaki Rhodes. Ciekawe jak powstała poprzednia nazwa państwa zatem? Lubię takie przestrzenie i widoki, oj lubię! ''Tu się oddycha''! Słońce było coraz wyżej i lekko zaczęło już przesadzać z uśmiechaniem się. Gorąco. IMG_5473.JPG P1010502.jpg P1010504.jpg P1010507.jpg P1010510.jpg P1010516.jpg P1010518.jpg P1010519.jpg P1010524.jpg P1010533.jpg P1010537.jpg Trzeba też przyznać, że w krainie ''tu to będzie...'' drogi główne są bardzo przyzwoite i urozmaicone. Co kilkanaście kilometrów pozdrawiają nas przedstawiciele państwa zasilający check pointy. Dwa razy na dwadzieścia zostaliśmy zatrzymani i myślę, że towarzystwo po prostu nieźle się nudziło. Po krótkiej wymianie uprzejmości i po przybiciu sobie ''piątek'' spokojnie mknęliśmy dalej. Byle do baru. I rzeczywiście takowy się ujawnił naszym spragnionym za jakimś napojem i kto wie, może nawet strawą źrenicom. Ze strawą było tak sobie. To co tutejsi robili na grillu jakoś nie wzbudzało zaufania. Ja postanowiłem najeść się colą. Niezawodna jak zawsze. Jak można było się spodziewać wokół nas zrobiło się zbiegowisko. Cóż za symbioza - ''egzotyka'' robi foty ''egzotyce''! Ciekawe, czy przypadkiem nie pokrzykiwali do siebie: ''E! Ludziska, zobaczta jakie cudaki przyjechali!''. Nie zdziwiłbym się. Bar, przy którym sobie zrobiliśmy pit stop chyba niejedno już widział. Nad ladą wznosiła się solidna krata oddzielająca mistrza codziennej ceremonii, czyli barmana od entuzjastycznych inaczej konsumentów. Pewnie przychodzą tu bez krawata, to i się awanturują czasami. Miałem, przyznam się, taką fantazję ''A może by tak na piwo tu wskoczyć wieczorem?''. Spojrzałem jeszcze raz na kratę. A może lepiej ruszać w drogę! P1010540.jpg P1010546.jpg P1010552.jpg P1010555.jpg P1010557.jpg P1010560.jpg P1010577.jpg P1010578.jpg Dojechaliśmy do Masvingo i zaczęliśmy szukać stacji benzynowej. Była, tylko okazało się, że nie ma paliwa. Przynajmniej takiego jakie chcieliśmy, czyli bezołowiową. Jest za to ołowiowa. Lać? Nie lać? W sumie te pytania są bez sensu. Mam z konewką do Botswy zasuwać? Lejemy zatem. Oczywiście zbiegowisko i pierwszy raz w Afryce pojawiło się ''łan dolar, łan dolar''. I jeszcze ''I'm hungry''. Usłyszałem to od młodego człowieka przyodzianego w bardzo schludną koszulę, dżinsy, który chyba szedł na disco, albo podryw. Bez sensu. P1010582.jpg Było już zdrowo po południu i zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Kierowaliśmy się w stronę ruin tzw. ''Starożytnego miasta''. Jedyne ruiny w tej ''okolicy''. Następne można znaleźć w Egipcie. Może coś jeszcze w Etiopii. Po drodze mignęła mi tablica Jazz&Art Gallery Lodge i w dodatku było to w kierunku jeziora Mutirikwi Wszystko pasowało. Odbiliśmy z głównej drogi na gliniaste szutry. Za kołami Ziggiego pojawił się rdzawy kurz. Już wiedziałem, w jakich kolorach zamelduję się przed bramą lodge'y. Jazz&Art Gallery Lodge zadziwiła mnie na poważnie. Aktualni gospodarze raczej nie byliby w stanie czegoś takiego wybudować, a co dopiero tak stylowo urządzić. Wszystko - obrazy, fotografie, porcelanowe figurki, meble były nie w stylu afrykańskim. Dopiero drugiego dnia dowiedziałem się, że oto przebywamy w lodge ambasadora Zimbabwe Chivabe. Jednak chyba poznawanie świata poszerza horyzonty. P1010603.jpg P1010605.jpg P1010609.jpg P1010616.jpg P1010621.jpg Robi się na nowo zimno. Ciągnie też chłodem od jeziora. Wybiła 21.30. Zatem dobranoc. Najechane 570km Francistown - Masvingo (kawałek za, w stronę Starożytnego Miasta)
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 12:11 | #45 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
9. Victoria Falls - trochę daleko
25 lipca Zmarnowany jestem i odczuwam brak natchnienia do pisania. Zatem dzisiaj telegraficznie. Poranne widoczki i startujemy. P1010627.jpg P1010630.jpg P1010653.jpg P1010666.jpg Great Zimbabwe Monuments, a inaczej rzecz ujmując tzw. ''Starożytne miasto'' dla hobbystów i fanów Tony Halika może nawet być ok. Określiłbym je, jako ciekawostkę po tej stronie afrykańskiej półkuli. Archeologowie pewnie by nie mieli wiele do roboty, a dla niewielbicieli kamieni strata byłaby mała, gdyby odpuścili sobie to miejsce z listy ''must to see''. Natomiast, jeśli ktoś chciałby wyryć na kamieniu ''Tu byłem i Tony Halik też'' to proszę bardzo. Można przyjeżdżać. My właśnie do tej grupy się zaliczamy. I Tony Halik też. Największą zaletą tego miejsca jest super widok na jezioro Mutirkiwi. P1010699.jpg P1010703.jpg P1010706.jpg P1010712.jpg P1010715.jpg P1010721.jpg P1010730.jpg Zapomniałbym. Jeszcze przez eksploracją obiektu zobaczyliśmy nadciągający pojazd: dwa koła, kufry, postać w kasku, niechybnie podróżnik taki, jak my. Yoou Man! Oczywiście seria standardowych pytań i po chwili wszystko stało się jasne. To Ashley z Melbourne. Ot, tak sobie jedzie przez świat na motku. W Namibii był 7 tygodni, potem... 7 tygodni!!! Chyba się jakoś nie śpieszy. Ja żałuję tylko, że nasze drogi w tym momencie musiały się rozejść. Chętnie bym posłuchał jego historii. Nie tym razem niestety. Ale za to ma stronę www.2wheelstravelling.com. Wrócę, poczytam sobie. P1010697.jpg P1010774.jpg P1010776.jpg Po zejściu z góry przystanęliśmy przy maszynach, żeby jeszcze raz przeliczyć trasę. Do Vic Falls grubo ponad 700 km, a w zasadzie prawie 800. Oj dużo! Chyba nie na dzisiaj. To co mnie powala w Afryce to odległości. Z punktu A, gdzie można coś zobaczyć do punktu B jest przynajmniej 500km. Codziennie trzeba pedałować, aż w pośladkach pojawia się martwica. Jakoś na luzie pewnie pojedziemy i najwyżej jutro pojawimy się na wodospadach. Oczywiście wokół nas zrobiło się małe zbiegowisko. Czasami jest to męczące, zwłaszcza jak mam inną robotę na głowie. Tym razem było nawet śmiesznie. Szczególnie jak wszyscy chcieli robić sobie z nami zdjęcia. Muszę przyznać, że póki co naród Zimbabwe jest mega przyjazny motocyklistom. P1010747.jpg P1010754.jpg P1010779.jpg W Bulawayo zrobiliśmy kolejny pit stop. Ja oddałem się obserwacji życia ulicznego z mojej wartowni (a może warowni?) przy motocyklach. Ziggy zaczął organizować ubezpieczenie na motki obejmujące wszystkie kraje, przez które będziemy jechali w Afri. Z Egiptem włącznie. Wykupienie tzw. ''Żółtej karty'' za 20 USD (jak nasza zielona) powoduje, że nie trzeba będzie płacić za ubezpieczenie na każdej granicy. Wąż się cieszy! Ten w kieszeni oczywiście. Załóżmy, że przekraczamy 10 granic. Wszędzie po 20 USD i robi się niezła kwota. Operacja zajęła nam jakieś 2 godziny i była już 15.00, a do Vic Falls jeszcze jakieś 500km. No nic, jakoś będziemy się przemieszczali i za godzinę, czy dwie zdecydujemy o noclegu. P1010785.jpg P1010788.jpg P1010791.jpg P1010793.jpg P1010800.jpg P1010803.jpg P1010807.jpg P1010812.jpg P1010836.jpg P1010844.jpg P1010847.jpg P1010848.jpg P1010854.jpg Tak sobie jechaliśmy i jechaliśmy, aż zatrzymaliśmy się w Vic Falls właśnie. Była już 20 i ciemno. Dupa odpada, ale jesteśmy. Afrykańska głupota po raz drugi! 100km jazdy w ciemnościach. Poniosła mnie wizja postawienia nogi w Vic Falls jeszcze dziś. A może raczej, żeby jutro na luzie przejść się nad wodospad. Koniec już z taką jazdą! Aha...i za dnia jest już ciepło - 26 stopni. Najechane prawie 800km! Masvingo - Great Zimbabwe Monument - Victoria Falls
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 12:39 | #47 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
10. Falls - nie tylko Vic Falls
26 lipca Podkurczyłem powiekę i zupełnie nieświadomie doznałem niczym nieuzasadnionej paniki. Za oknem było jasno. Jasno jak nie co dzień, za to jasnym było, że dzisiaj nie gonimy. Wczorajsza jazda na wariackich papierach teraz premiowała. Mogliśmy w ''cywilnych ciuchach'', jak prawdziwi turyści zrobić przechadzkę nad wodospad. Nic nie zwiastowało kolejnych, dramatycznych zdarzeń tego dnia i nadciągającej zawieruchy. Z naszej miejscówki do wodospadów był może kilometr. Spacer, jakże miła odmiana. Przed wejściem oczywiście stragany z ''pamiątkami'', ale nie tylko. Sprytni sprzedawcy zachęcali do zakupu peleryn przeciwdeszczowych. Taaa...już dam się wkręcić! Zastanawiałem się, jak wodospad będzie prezentował się w porze suchej. Stanęliśmy przy jednym z punktów widokowych i...zajebioza! Przede mną dzikie masy spienionej wody spadające z ogromnym hukiem z półki skalnej. Spojrzałem w dół i widziałem tylko szalejące w dole, wrzące wodne kłębowisko, które jak się wydawało, walczy, żeby wydostać się do góry. Tam, gdzie wolna przestrzeń. Żywioł nie do opanowania w jakikolwiek sposób. Rozbijane, jakby na atomy, masy wodne tworzyły coś na wzór mgły unoszącej się nad kotłem wodnym, ale gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że robimy się coraz bardzie przemoknięci. Przydała by się jakaś peleryna. P1010870.jpg P1010876.jpg P1010879.jpg P1010889.jpg P1010891.jpg P1010897.jpg P1010912.jpg P1010916.jpg P1010919.jpg P1010928.jpg Na końcu trasy zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym, z którego rozpościerał się widok na ponad stuletni żelazny most łączący Zimbabwe i Zambię. Nasz most. Część naszej trasy. Pewnikiem jeszcze dziś po południu na niego wjedziemy maszynami i będziemy kontynuowali podróż. Póki co, możemy na niego po prostu wejść i podziwiać z tej strony wodospady. I jeszcze jeden element mostu przyciągnął moją uwagę. Chyba najdłuższy na świecie bungee jump. Robi wrażenie. Lot w dół musi być kosmicznym przeżyciem. P1010942.jpg P1010944.jpg P1010954.jpg Zaczęliśmy już powoli odwrót z Vic Falls, a ja czułem, że z kroku na krok słabnę. Pojawiły się jakieś zawroty głowy, coś zaczęło figlować w żołądku i czułem, że zaraz będzie tu jakiś performance z moim skromnym udziałem. Nie myliłem się. Pierwsze krzaki moje i...tutaj zrobię przerwę w opisie. Dyniowo. Wczorajsze dania zaserwowane w restauracji nie przypadły do gustu mojemu żołądkowi. Zaszliśmy sobie wczoraj do restauracji, dla turystów i to był błąd. Zupa dnia, to w sumie nie wiadomo co? Coś w stylu kremu z dyni na słodko. Danie wegetariańskie, jakiś rozgotowany makaron z niewiadomego pochodzenia sosem grzybowym chyba. Trzeba jeść tam, gdzie lokalesi. Jeżeli local bar istnieje to znaczy, że jest ok. W innym przypadku lokalesi obrzucili by do małpim łajnem. Powrotny kilometr do naszej miejscówki był najdłuższym spacerem w moim życiu. Wizyt na bok, nawet bez osłony krzaków, było kilka. Nie interesowało mnie to, czy ktoś patrzy, czy nie. Byłem zamroczony. Najgorsze było zwiększające się osłabienie i zawroty głowy. Nie mogłem iść. Po akcji bez krzaków zmobilizowałem się jednak i dotarłem do pokoju. Spotkanie z muszlą niespodziewanie okazało się zbawienne. To był ostatni moment. Potem łóżko i sen. I tak na zamianę przez następnych kilka godzin. Lekarstwo, lekarstwo by się przydało. I zażyłem...Coca Colę. Idzie ku lepszemu. Trochę mi w mózgu pojaśniało. Chyba zrobimy jeszcze jakiś POM. Po 17.00 POM rzeczywiście był. Szedłem trochę w obawie przed nieznanym i jakoś przeżyłem. Chyba wracam do formy. Podskoczyliśmy jeszcze na wspomniany wcześniej most. I tu otworzyły się nowe widoki na Vic Falls. Genialne, można tak stać i się wgapiać w bezruchu. P1010987.jpg P1020023.jpg P1020027.jpg Nieoczekiwanie, na moście przywitał nas gwizd lokomotywy. I na serio był tu pociąg z poprzedniej epoki. Szczególnie zauroczył mnie bar restauracyjny. Przepych kolonialny i szczerze, tak to można imprezować. Skoro jest lokomotywa i w dodatku parowa, to naszym celem stało się wciśnięcie naszych skromnych postur do środka w wiadomym celu -GWIZD! Stało się przywitaliśmy Zambię w taki właśnie sposób, bo w zasadzie byliśmy po stronie tej właśnie krainy. Taka to zabawa dla turysty. P1020021.jpg P1010988.jpg P1010999.jpg P1010976.jpg Vic Bungee było już zamknięte. Nie ukrywam, pokusę skoku miałem wielką i gdyby nie poranne przygody, może leciałbym głową w dół do kanionu. A tak? Tylko sobie pomarzyłem. P1010968.jpg P1010969.jpg P1010972.jpg A wieczorem kolacja. Dla mnie gotowany ryż, bez jakichkolwiek dodatków. Jutro muszę być w formie. Ziggy jakieś larwy. Ciekawe jakie doniesienia żołądkowe będzie miał rano? P1020051.jpg P1020052.jpg
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.09.2015, 13:26 | #48 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
11. Zambia -powrót do szkoły
27 lipca Jazda, jazda i jazda...tak cały dzień. Oswoiłem się z krajobrazem afrykańskich dróg i uliczny chaos już mnie nie zaskakuje. Zacząłem wręcz dostrzegać swego rodzaju logikę w tym całym zamieszaniu. Nie dziwią mnie już piesi z tobołkami wychodzący nie wiadomo skąd, rowery zapakowane we wszelakie dobra zmierzające wraz z ich kierowcami w sobie tylko znanym kierunku, czy też pobocza mniejszych i większych miast, gdzie toczy się w harmidrze przydrożny handel. Normalka. Byliśmy w drodze do Luangwa National Park. P1020058.jpg P1020060.jpg P1020067.jpg P1020072.jpg P1020080.jpg P1020084.jpg Tym razem obiecaliśmy sobie, że nie ma mowy o jeździe po zmroku i od piątej zaczynamy szukać miejscówki do spania. Tak też się stało. Zaczęliśmy się rozglądać za czymś, co przypominałoby jakąkolwiek noclegownię. Czas mijał i nic. Wreszcie Ziggy wypatrzył bardzo klimatyczną przestrzeń. Małe jezioro, domek tuż przy nim. Jak z obrazka. I nawet miejsce się znalazło. Co prawda w pokoju nie było absolutnie nic. Nic oznacza w tym przypadku dosłownie NIC, tylko klepisko, ale w naszej sytuacji była to i tak pełnia szczęścia. Postanowiliśmy podjechać do najbliższej wioski po wodę i skomponować jakąś strawę. Wioska hmm...trzy budynki na krzyż, sklep i miejscowy klub rozrywki, z którego dochodziły dźwięki muzyki i głosy rozbawionej gawiedzi. Nie wzbudzało to mojego zaufania. W sklepie było piwo, ale wody brak. Ziggy w tym czasie też oddał się poszukiwaniom wody i strawy przy ulicznym straganie. Miał więcej szczęścia, bo w jego ręku dostrzegłem cztery butelki z upragnionym płynem. Uratowani! I jeszcze do tego miła niespodzianka kulinarna. Tuż obok była szkoła i dostaliśmy wskazówkę, że tam pewnie będzie można coś zjeść. Zajechaliśmy więc na dziedziniec, żeby zasięgnąć języka. Chyba mieliśmy szczęście, bo po chwili pojawiła się siła wyższa w postaci dyrektora i zaczęliśmy pogadankę. Szkoła typu ''boarding'', czyli miała własny ''internat''. Osobne budynki dla dziewcząt i chłopców. Część z przebywających tu dzieciaków nie miała rodzin, zatem ci wszyscy ludzie dookoła to w zasadzie cała ich najbliżsi. Miałem wrażenie, że wszyscy są ''wyważeni'', zachowują się bardzo poprawnie w lekkim dystansie do nas. Normalnie, na ulicy wystarczyła chwila i robiło się małe zbiegowisko. Tutaj jakoś nie. Tym razem trochę niefajnie, bo miałem nadzieję na jakieś foty. Po siódmej zaczęła się indywidualna nauka w dużej sali i dzieciaki jakoś tak same z siebie tu przyszły. Zaskoczyło mnie to na poważnie. Skąd u nich taka dyscyplina? Nie widziałem i nie słyszałem, żeby ktokolwiek uderzał w dzwony nawołujące do nauki. Nasz Pan Dyrektor, dusza człowiek oznajmił też, że do szkoły przyjeżdża nawet ksiądz z Lusaki. Polak okazało się. Nie będzie nam dane się spotkać. Szkoda. Dla nas znalazł się talerz potrawy z soi i ''czegosia''. Jakaś papka przypominająca kaszę manną zalaną wrzątkiem z odrobiną utwardzacza. Nie ważne czy i jak smakowało. Ważne, że w ogóle było. Zapchałem się ze smakiem. Nieoczekiwanie też załapaliśmy się na nocleg. Początkowa wersja - rozłożymy maty na stołach. Finalnie, niezawodny Dyrektor zorganizował dla nas materace. Jeszcze tylko prysznic pod stojącą pośrodku podwórza pompą i można iść spać. P1020089.jpg P1020096.jpg P1020107.JPG P1020094.jpg P1020095.jpg P1020101.jpg P1020110.jpg P1020120.jpg P1020134.jpg P1020137.jpg P1020140.jpg P1020147.jpg P1020153.jpg P1020156.jpg P1020164.JPG IMG_5695.JPG P1020103.JPG Ciarrry! Bywałem w swoim życiu na wielu koncertach muzycznych. Są takie, których się nie zapomina, gdzie każdy dźwięk, każda nuta unosząca się w przestrzeni wokół ciebie sprawia, że czujesz ciarrry przetaczające się po plecach. Tutaj, w pewnym momencie, słychać było w ciemności śpiew dziewcząt i brzmiało to, że...ciarry! Rewelacja! A one tak po prostu sobie zasiadły na schodach i śpiewały. Chóry ćwiczą takie frazy latami, a tu? Samo się toczy. Już dawno zapadła ciemność. Spojrzałem w czarnoatramentowe niebo i miałem wrażenie, że wystarczy tylko wyciągnąć rękę, żeby dosięgnąć najbliższą z gwiazd. Były tak wyraziste i realne jak z obrazka. Byliśmy w ''One million star hotel''. Najechane 590km Vic Falls - kawałek za Lusaka Temperatura - do 30 stopni
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ Ostatnio edytowane przez Piast : 06.09.2015 o 20:09 |
06.09.2015, 16:26 | #49 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Kerry :-)) Ireland
Posty: 487
Motocykl: RD07a
Przebieg: 61.000
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 7 godz 58 min 43 s
|
Sie rozmarzylem, z niecierpliwoscia czekam na wiecej. Super
|
06.09.2015, 16:57 | #50 |
malarz
Zarejestrowany: Sep 2012
Miasto: Zabrze
Posty: 1,415
Motocykl: RD07b HRC
Online: 3 miesiące 1 tydzień 3 dni 13 godz 19 min 11 s
|
Super, a filmy fajnie się ogląda puszczając na dużym tv, a nie na monitorze
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
O tym, jak zachód pojechał na wschód i co z tego wynikło… | jagna | Polska | 134 | 13.12.2020 21:10 |
Z zachodu na wschód 2013 | Nemo96 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 7 | 05.05.2013 09:34 |
Wschód Polski | Bartasso | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 19.04.2012 22:14 |