04.09.2015, 11:16 | #21 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Nikt tu z Cape Town do Polski nie jechał... Z Polski do Cape Town tak, ale w drugą stronę
Pisz, Chomiki jechały tak dawno, że to prawie nieprawda. Pewnie się wiele pozmieniało. Forum jest afrykańskie z nazwy.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
04.09.2015, 11:20 | #22 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Kielce
Posty: 1,656
Motocykl: Dziczyzna
Przebieg: ustalam
Online: 4 miesiące 1 tydzień 3 dni 13 godz 54 min 39 s
|
|
04.09.2015, 19:37 | #23 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
Otworzyłem kompa, żeby coś popisać, a tu taka informacja od Maurosso. Jakoś trudno się zebrać.
Dalszą część relacji dedykuję Tym wszystkim, którzy marzyli i podążali za marzeniami.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
04.09.2015, 20:03 | #24 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
1. Godzina W już dawno wybiła. Czas się ruszyć do Cape Town
17 lipca Wybiła godzina 12.00 i był to najwyższy czas, żeby się zbierać. Pożegnania są zawsze trudne. Od lat nic się nie zmieniło. Do tego dochodzi jeszcze niepokój. Tylko w sumie przed czym? Afryka? Co może się wydarzyć? Bezpiecznie? Sprzęt, czy wytrzyma? Trudno powiedzieć. Może chodzi o wszystko po trochu. Jednak co jakiś czas rozum zwycięża: ''A niech się samo podzieje...''. Chyba nie ma większego sensu, żeby się jakoś specjalnie nakręcać. O 14.00 wystartowaliśmy do Frankfurtu. Potem kilka godzin w oczekiwaniu na następny samolot. Tym razem Air Namibia do Windhoek. Hmm...Air Namibia? Co to może być? Latałem w swoim życiu wiele razy i różnymi liniami, ale takimi jeszcze nie. P1010027.jpg P1010033.jpg Windhoek (Namibia), co oznacza, że dolecieliśmy w jednym kawałku, ale przyznać to muszę, że Air Namibia jest spoko. Przewyższa jakością niektóre z europejskich linii. Dzieje się tak pewnie za sprawą Niemców, którzy chętnie okupują ten kraj. Wakacyjnie, żeby nie było. P1010041.jpg P1010044.jpg Za godzinę następny samolot. Cape Town tym razem. Jest 05.30 rano, 2 stopnie, ziiiimmmnnnoooo!!! Witaj gorąca Afryko! P1010048.jpg
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
04.09.2015, 20:15 | #25 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
2. Brrr...Zimno w Cape Town
18 lipca Pan Pilot zapowiedział, że w CT jest 13 stopni. Nie zabija, ale w końcu to zima. Inna niż u nas, bez śniegu, a za to dużo deszczu i wiatru. Na miejscu byliśmy przed 10.00 i żeby nie tracić czasu pojechaliśmy do naszego agenta z Econo Trans (namiary www.econotrans.co.za Adrian Schultz). Taksówkarze w każdym kraju są zabawni. Jak jesteś biały to bądź czujny. W Polsce też zresztą. Nasz Pan Taksówkarz zapowiedział, że kurs wyniesie jakieś 240 tutejszych. Może być. Tylko jakoś po starcie jego taksometr zacząć zasuwać szybciej niż samochód. Śmiesznie bardzo. Asertywność poszła w ruch. Z 330 Pan otrzymał 300. Usłyszeliśmy z Ziggim jeszcze: ''A napiwek?''. Napiwek to różnica między 250, a 300. Nawet nie byłem na naszego naciągacza specjalnie zły. Ot, taki folklor. Natomiast nasz agent popisał się zawodowo. Przyjeżdżamy na miejsce, a motki stoją gotowe do drogi. Zrobiłem tylko duże oczy, a zestaw kluczy i śrubokrętów, którym miałem rozbroić skrzynię zachrobotał z zadowolenia. Dzisiaj wolne! Zawodowstwo i nie ukrywam, mniej roboty dla mnie. Nic tylko przepakować graty i w drogę. P1010054.jpg IMG_5287.JPG P1010067.jpg P1010071.jpg Zima w CT nie zachęca do zbyt długiego pobytu. Nad miastem pojawiły się szarobure chmury, zerwał się wiatr i nie było mowy o skorzystaniu z atrakcji o nazwie ''Góra Stołowa''. Kolejka nieczynna i nijak nie można się tam dostać. Pieszo dziękuję. Nie dzisiaj. Jak zwykle nie wciągają mnie duże miasta. Zatem ruszyliśmy z Ziggim do Przylądka Dobrej Nadziei z nadzieją na lepsze wiatry. Było coraz gorzej. Zerwał się jeszcze do tego ostry deszcz, co zmotywowało mnie do założenia ''teletubisioweo'' wdzianka przeciwdeszczowego. Największą atrakcją PDNu w tym dniu były chyba pawiany (takie małpowate). A może jednak nie pawiany tylko cała zadyma z nimi związana. Pawiany chętnie czają się na to, co nieuważni turyści pozostawią bez opieki. Za to na pawiany czają się Panowie z konkretnymi pałami, żeby je stąd przegonić. Taka zabawa z tego wychodzi w ''policjantów i złodziei''. Śmiesznie trochę, ale działa. IMG_5294.JPG IMG_5303.JPG P1010078.jpg P1010082.jpg P1010084.jpg Starczy już tego wszystkiego! Ruszyliśmy z CT w stronę Gansbaai. Niezła nazwa nawet. Okolice CT latem muszą być odjechane. Szerokie, długie, piaszczyste plaże. Cudo! Można się prawie zakochać. Prawie. Są miejsca, wiele miejsc, gdzie karierę ciągle robi blacha falista, w pełnym asortymencie barw, kształtów i wszelakich konfiguracji. Wystarczy zrobić motkiem, czy czymkolwiek strzałę w bok, a można natrafić na całe osiedla, slumsy wybudowane z tego bardzo popularnego wśród biedoty budulca. Żal na to patrzeć. Zimą zimno, a latem, jak taka blacha się nagrzeje? Trudno tak po prostu przejść obok tego. Wrażenie jakie mi zostało z tego widoku? Ludzie bez szans, za życia skazani. Spod kół uciekały kilometry i choć łatwo nie było jechaliśmy dalej. Umęczyłem się okrutnie. Deszcz, wiatr i zmęczenie po nocy spędzonej w samolocie zaczęły być coraz bardziej uciążliwe. Wiatr był taki, że przez większość drogi trudno było utrzymać jeden tor jazdy. Ma-sa-kra! To miał być taki dzień wprawek na motocyklu. Odbudowanie nawyków, nabranie na nowo pewności jazdy, a tu takie tam. Za oknem wyją drzewa miotane wiatrem, a jak jestem już na kwaterze w Gansbaai. Ziiimmnnnooo! Jest też coś dobrego w tym wszystkim. Chyba puściło mi napięcie przedstartowe i na nowo przestawiam się na znany mi stan. Jutro będzie jeszcze ciekawszy dzień! Cape Town - Gansbaai Najechane - 270km
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
04.09.2015, 20:27 | #26 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
3. Gansbaai, brzmi nieźle
19 lipca Rano. Wieje, bardzo wieje! Nie wiadomo póki, co, jak wyjdzie z naszym planem A plan był konkretnie taki, że przyjechaliśmy tu, żeby popluskać się z żarłaczem białym, czyli najbardziej niebezpiecznym z rekinów, zwanym też ludojadem. Może nawet z kilkoma. Jadłem sos czosnkowy i jestem pewien, nie będę mu smakował. I jeszcze na żywca, a nie w akwarium. Potrzebny jest tylko statek i specjalna klatka do nurkowania dla entuzjastów chętnych wrażeń. Nie wiem tylko, czy jakiekolwiek statki wypłyną dzisiaj na ocean i czy taka możliwość będzie. Jeśli nie będzie szansy na poprawę pogody, to chyba pojedziemy dalej. Smutno. P1010095.jpg P1010093.jpg P1010088.jpg P1010098.jpg P1010100.jpg P1010101.jpg P1010106.jpg Po południu. Niestety wiało zbyt mocno. Postanowiliśmy, pomimo całej sympatii dla tego miejsca, pojechać dalej. Drogi w RPA są bardzo dobre, choć czasami można trafić na mieszankę gliny i szutru. Nie było jakoś szczególnie trudno, ale chociaż trochę można się pobawić. P1010113.jpg Dotarliśmy do Przylądka Igielnego, najdalej wysuniętej części Afri. Spotykają się tu Ocean Indyjski i Ocean Atlantycki. Oba chyba wściekłe na siebie, bo fale, które z siebie wyrzucają mają ogromną moc. Dookoła słychać tylko huk, gdy uderzają o siebie nawzajem. Dmucha cały czas, ale widoki przepiękne. Oznacza to też, że jesteśmy w najdalszym miejscu od domu. Czyli jesteśmy w odwrocie. Wracamy do PL zaraz :-) P1010128.jpg Co jakiś czas zatrzymują się lokalesi i zapodają z klasyka: skąd jesteśmy, w którą stronę zmierzamy itd. Nie pytają tylko, jak Rosjanie, o pojemność silnika i ile kosztuje moto. Miła odmiana. Bardzo, bardzo mili ludzie...dla nas, białych. I mają genialną wymowę. Coś jakby wiadro kamieni rzucić na bruk. Taki holenderski English. P1010134.jpg P1010136.jpg Wieczorem. Dojechaliśmy do miejsca o nazwie Mossel Bay. Dość zabawnie to wyszło. Kiedyś tam dawno, dawno temu myślałem o tym miejscu. Że może warto tu przyjechać? I? Jestem. Zabawne. Zalogowaliśmy się w miejscu dla backpakersów i jest spoko. Samo miasteczko jest bardzo urokliwe. Niska zabudowa z domami kolonialnymi. Wszystko czyste i zadbane, aż ''pachnie''. W sezonie musi tu być ogóle szaleństwo. Ulice ''na biało''. Inaczej rzecz ujmując nie ma tu przedstawicieli innych ras. Może z wyjątkiem pracowników restauracji i innych ''służb''. Czarni przebywają w innym miejscu. W drodze do Mossel Bay przejeżdżaliśmy obok szarych osiedli ciągnących się kilometrami i to jest miejsce dla nich. Nie osądzam dobrze to, czy źle? Nie o to chodzi. Z jednej strony zachwycam się RPA, a za moment pojawia się refleksja. Rozwarstwienie w społeczeństwie jest tak widoczne, że aż w oczy kuje. Droga, którą jechaliśmy była czymś w rodzaju zaoranego pasa granicznego. Po jednej stronie szary świat, po drugiej białe spodnie w kant. Wieczorem poszliśmy na makaron i inne przysmaki. Restauracja była bardzo ok. Jedzenie wyśmienite i tanie. Czy można chcieć czegoś więcej? Niektórzy chyba jednak tego właśnie chcą. W pewnym momencie, ze środka sali dobiegły jakieś głosy. Niezadowolony gość o fizjonomii różowego wieprza zaczął wyżywać się na kelnerce. Cały czerwony na paszczy, pluł jadem w jej stronę. Tak wygląda nienawiść chyba, w czystej postaci. Nie wiem, o co poszło. Nawet, jeśli popełniła błąd, to chyba inaczej się takie rzeczy załatwia. Przy stole siedziała jego żona, córka i syn. Czego się te dzieci nauczyły od papy? Najechane 370km Gansbaai - Mossel Bay
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
04.09.2015, 20:48 | #27 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
4. Klepnąć w tyłek ludojada
20 lipca Tak, o tego ludojada chodzi, czyli żarłacza białego. Co prawda odpuściłem sobie szukanie swojej szansy w Gansbaai, ale za to okazało się, że jest to możliwe w Mossel Bay. Wczoraj zalogowaliśmy się w Mossel Bacpakers. Niezła imprezownia. Towarzystwo raczej wyluzowane i łatwo nawiązujące kontakty. Trudno określić czego i ile spożywają. Jedno natomiast jest pewne - fajni goście!!! Natomiast miałem wrażenie, że jacyś tacy podobni do siebie są. Rodzina? Chyba jednak nie. Stylizacja, to jest ten temat. Klasyczny wygląd obsługi męskiej w Mossel Backpakers - dłuższe włosy, często spięte w kucyk, broda, nie za długa, powiedzmy tygodniowy zarost i duuuużo optymizmu, papy zawsze wesołe. Co oni jedzą? A może wchłaniają? Rano spotkałem kolesia, którego widziałem wieczorem w barze. Browar w ręku. ''Hi, good morning! Or maybe good evening?''. Zaczął? A może raczej nie skończył :-) P1010303.jpg P1010304.jpg P1010307.jpg P1010311.jpg I właśnie tu dowiedzieliśmy się, że jutro wypływa statek z grupą na nurkowanie z rekinami. Decyzja była tak łatwa jak i szybka. Jedziemy na spotkanie z żarłaczem. Tak też się stało. No nie powiem...lekki dreszczyk emocji zawsze jest i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Szkoda generalnie zaśmiecać sobie głowy. ''A niech się samo podzieje''. Trafiłem wraz z Ziggim do naszego punktu operacyjnego, czyli do agencji, która to wszystko organizowała. Wystarczyła krótka odprawa i już jechaliśmy dalej, do portu. Operacja była bardzo sprawna, w kilkanaście minut znaleźliśmy się na oceanie i zaczęło się poszukiwanie rekinów. A dokładnie rzecz ujmując wabienie do miejsca, w którym kapitan rzucił kotwicę. I tak sobie siedzimy, siedzimy, siedzimy. Patrzę w lewo, patrzę w prawo nuda. Nic się nie dzieje. P1010141.jpg P1010159.jpg P1010161.jpg P1010164.jpg Foto02.jpg Foto04.jpg Nagle podniecenie na pokładzie. Jeeest! Piękny, żarłoczny o perfekcyjnych ruchach, w których nie ma miejsca na przypadek. Precyzyjnie chwycił przynętę, zawirował i tyle go widzieliśmy. Pozostawił tylko odciętą niczym gilotyną linę samotnie unoszącą się na wodzie. Do klatki weszli pierwsi nurkowie i wszyscy byli w oczekiwaniu na to, co z chwilę nastąpi. Cisza. Nic się nie dzieje. Nagle, nie wiadomo skąd przypłynęły następne rekiny i zabawa zaczęła się na całego. Wirowały wokół uciekającej przynęty, a nasz przewodnik sprytnie podprowadzał je do klatki z nurkami. A one, w walce o pożywienie i niczego nieświadome, co jakiś czas waliły swoim kilkutonowym cielskiem o kratę, która jęczała z wysiłku, ale wytrzymała. Foto13.jpg P1010231.jpg P1010181.jpg P1010207.jpg P1010253.jpg P1010260.jpg P1010266.jpg P1010270.jpg Wreszcie nadeszła nasza kolej. Temperatura wody, gdy na zewnątrz jest około 13 stopni? Trudno określić dokładnie. Może 6, może 8. Jakkolwiek ziiimmmno! Zanurzyliśmy się w niej jednak i...to, co powszechnie nazywa się ''klejnotami'' mógłbym w napływie optymizmu nazwać ''tik takami''. Nie poddaliśmy się jednak. Przejrzystość wody nie była najlepsza, a ja wytężałem źrenice, żeby wypatrzyć rekina. Coś się zmieniło w krajobrazie. Inne oko, oddalone ode mnie może o pół metra, w tym samym momencie wpatrywało się we mnie. Trwało to ułamek sekundy. Potem znowu cisza. Jakby przemknął duch. Czekałem cierpliwie na swoją szansę. Nadpływał następny rekin. Tym razem nie dałem się zaskoczyć. Dostał to, co dostać miał. Klaaaaps w tyłek!!! Yes! Trafiony. No może z tym tyłkiem to przesadzam, ale była to pewnikiem jego boczna część. Zdziwiłem się szczerze. Myślałem, że rekiny mają skórę śliską, jak ryba, karp powiedzmy. A jednak nie. Jego skóra była trochę jak papier ścierny ze stali. Ziggi dołożył jeszcze do tego piątkę z płetwą. A co! No fajny to był dzień. Jeszcze wieczorem przywołał mnie Ziggy. Obok naszych maszyn zaparkowały dwie hondy na holenderskich blachach. Rozglądałem się dookoła, ale jeźdźców, ani śladu. Poświęciłem się nawet i poszedłem na piwo do baru i też nic. Z tego, co mówił Ziggy, mogli to być dwaj kolesie, którzy jechali z Europy tutaj i pisali coś na ten temat na horizonunlimited. Nie dowiem się, czy tak było w rzeczywistości. Na nas już pora, Jutro skoro świt robimy odwrót w stronę Botswany. Brrr...zimno. 12 stopni.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ Ostatnio edytowane przez Piast : 04.09.2015 o 21:13 |
04.09.2015, 20:52 | #29 |
Asia
Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Złotoryja/ Wrocław
Posty: 2,290
Motocykl: XL750, CRF300RALLY
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 3 tygodni 6 dni 4 godz 19 min 47 s
|
Piast, więcej zdjęć!
Dobrze piszesz, czekam na więcej wytapatalkowano
__________________
https://www.facebook.com/zaczekajnamotorze https://www.instagram.com/asia_moto/ XL750 + crf300rally |
04.09.2015, 21:26 | #30 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 231
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 41 s
|
To jeszcze tylko filmik. Takie podsumowanie tej części podróży.
https://www.youtube.com/watch?v=Lac7yymyH_o
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
O tym, jak zachód pojechał na wschód i co z tego wynikło… | jagna | Polska | 134 | 13.12.2020 21:10 |
Z zachodu na wschód 2013 | Nemo96 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 7 | 05.05.2013 09:34 |
Wschód Polski | Bartasso | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 19.04.2012 22:14 |